niedziela, 22 września 2013

ROZDZIAŁ 2


ŁZY, SMUTEK, SAMOTNOŚĆ...




       Kolejne dni w nowej szkole nie zapowiadały się zbyt kolorowo. Moja klasa składała się z trzech wypacykowanych i wrednych dziewczyn, jednej rudej (z resztą też niezbyt sympatycznej, raczej mnie nie polubiła), niezbyt zintegrowanej z resztą klasy... Trochę podobnie jak ja, jednak ta wspólna cecha jakoś nas nie połączyła, może dlatego, że ona była odosobniona od klasy z własnego wyboru, a ja po prostu nie byłam szczególnie lubiana. Są jeszcze dwie dosyć spokojne psiapsiółki (Renata i Kinga, chyba powinnam od razu podać chociaż część imion moich nowych "znajomych", zanim mi się wszystko pomiesza :-) ). Mamy jeszcze trójkę "całkiem zwykłych" dziewczyn, które jednak także nie miały ochoty mnie poznać. Były zbyt zajęte sobą nawzajem. W klasie mamy także siedmiu chłopaków, których imion jeszcze nie kojarzę. Dalej... kogo ja tam jeszcze mam w klasie? No tak... Jeszcze Maks. Zarumieniłam się pisząc to imię w pamiętniku. On jest taki... no, taki... słooodki. O jejku, znów się o nim rozpisuję, jakbym miała w ogóle u niego jakieś szanse... On przecież chyba jest z tą... z Karoliną. Chociaż wcale nie jestem tego taka pewna. Ostatnio przypadkiem usłyszałam ich rozmowę w szatni...
 - Maks!- już daleka wołała smukła blondynka w jasnych balerinach.- Maks!
       Na te słowa pewien dobrze mi już znany wysoki brunet niespodziewanie się odwrócił.
 - Maks! Jak dobrze, że zdążyłam cię dogonić! Czekałam na ciebie przed szatnią, ale długo cię nie było. Bałam się, że już poszedłeś... - Karolina odetchnęła z ulgą.
 - Czemu na mnie czekałaś? - chłopak przyjął zaciekawiony wyraz twarzy. Był wyraźnie zdziwiony i jakby troszkę rozbawiony jej słowami.
 - Jak to "czemu"? Może byśmy gdzieś razem poszli? Do kina? Co ty na to? - Karolina zatrzepotała rzęsami.
       Maks potarł ręką czoło i zaśmiał się trochę niepewnie.
 - Karolina... my się chyba nie zrozumieliśmy.
 - Nie masz dzisiaj czasu, tak? Więc może po prostu odprowadzisz mnie do domu? Przecież masz nawet po drodze... więc jak?- spytała z nadzieją w głosie. Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z tego, jak głupio zabrzmiało jej pytanie. Czy ona naprawdę nie zauważała, że za bardzo mu się narzuca?
 - Nie, przecież wiesz...
 - Masz inne plany? Nie idziesz teraz do domu? Mam rację?
       Nie byłam w stanie dłużej udawać, że wciąż wiążę but -cóż, podsłuchanie tej rozmowy wymagało pozostania w szatni, inaczej raczej bym nic nie usłyszała- toteż ucieszyłam się, gdy zorientowałam się, że rozmowa dobiega końca. Tak... wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale jak już usłyszałam początek rozmowy, to tak zaczęła zżerać mnie ciekawość, że musiałam dosłuchać do końca... Taka sytuacja.
       Blondyneczka wciąż nawijała bez ładu i składu, nie dopuszczając Maksa do słowa, aż w końcu chłopak wybuchnął:
 - Nie rozumiesz! Karolina, czy do ciebie dociera, że nie jesteśmy już razem? Nie! Więc, czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć, dlaczego chcesz, żebym poszedł z tobą do kina?! Tyle razy już ci to tłumaczyłem! Nie jesteśmy razem, kiedy to zrozumiesz?
       Twarz Karoliny przybrała bardzo żałosny wyraz. Zmizerniała w jednej chwili. Kąciki jej ust opadły diametralnie. Zmarszczyła brwi. Przez chwilę naprawdę zrobiło mi się jej szkoda. Tak, bywała dla mnie wredna, ale nie powinnam się cieszyć z czyjegokolwiek smutku, nawet jej. Serio, poczułam, że jest mi przykro z jej powodu. Nagle jej oczy zaczęły szklić się się od łez. Zaczęła cicho łkać. Twarze wszystkich w szatni zwróciły się w kierunku Maksa i Karoliny.
 - Zrozumiałam - wyszeptała jakby próbując blokować potok łez wydobywających się z jej oczu. - Zrozumiałam, nie musiałeś tak krzyczeć... - rzekła już ledwie dosłyszalnym szeptem.
       W tym momencie Karolina wybuchnęła płaczem, już nawet nie próbowała ukrywać łez. Przez szatnię, która jeszcze chwilę wcześniej zamarła bez słowa, aby wychwycić końcówkę tej ciekawej rozmowy, poniosły się szmery niezadowolenia i ciche szepty. Zapłakana dziewczyna wybiegła z szatni. Maks nieudolnie próbował ją zatrzymać.
 - Karolina... zaczekaj, spokojnie, ja tylko chciałem... Wybacz, że krzyknąłem, chciałem, abyś zrozumiała, no... - jemu też już zrobiło się jej żal, chciał ją teraz jakoś pocieszyć, ale było za późno.
       Zaczęłam się zastanawiać, czy Karolina naprawdę jest taka wrażliwa, czy może też taka przebiegła i "upozorowała" swój płacz, aby wpędzić w chłopaka poczucie winy... A może jej naprawdę zrobiło się przykro, a ja teraz w taki wredny sposób się nad tym zastanawiam? Przecież każdy może płakać, nawet ona...
 - Karolina! - wybiegł za nią, jednak całkiem się nie spodziewał, że... Ten widok totalnie go zamurował.
       Przed szatnią stał Bartek, w ramionach trzymał Karolinę. Mocno wtuliła się w niego, cicho szlochając. Widocznie wpadła na niego wybiegając z szatni. Bartek kiedyś był najlepszym przyjacielem Maksa -jak się z czasem dowiedziałam- właśnie przez niego Maks zakończył związek z Karoliną. A teraz akurat był w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze, aby pocieszyć dziewczynę.
       Maks westchnął niepewnie, chyba nie wiedział, jak się zachować. Bartek skierował w jego stronę spojrzenie przesycone nienawiścią albo czymś podobnym. Od razu można się było zorientować, że obecnie się za bardzo nie lubią.
 - Karolina... - rzekł Bartek niskim i uwodzicielskim głosem - Chodźmy, odprowadzę cię do domu.
       Dziewczyna na chwilę wyswobodziła się z uścisku jego silnych ramion, aby spojrzeć oczami pełnymi łez w stronę Maksa. Szybko jednak odwróciła twarz
i podążyła za Bartkiem. Maks zacisnął pięści, nie wiedział jak zareagować, nie powiedział już nic. Po prostu odszedł. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak był w tej chwili skołowany, ile myśli krążyło mu teraz po głowie, ile sprzecznych uczuć... Może właśnie poczuł zazdrość o Karolinę? W końcu wyglądało na to, że przestanie zabiegać o jego względy i pozostanie wierna "swemu wybawcy", Bartkowi... A może był na nią zły, że tak zareagowała na jego słowa? Może właśnie czuł nienawiść do Bartka? W końcu kiedyś odbił mu dziewczynę, teraz on znów próbuje odnowić z nią relacje... A może był wówczas zirytowany mnóstwem uczniów przysłuchujących się temu przedstawieniu? A może wszystko po jednocześnie?
       Tłum gapiów w szatni -łącznie ze mną- powoli zaczął się rozchodzić
w różnych kierunkach.

       Po powrocie do domu stwierdziłam, że czas zadzwonić do Moniki. Musiałam się komuś wygadać, a Monika -mimo dzielącej nas odległości- wciąż była dla mnie ważna. Chwyciłam telefon i szybko wystukałam numer. Już cieszyłam się na naszą rozmowę, tak dawno nie gadałyśmy... Stęskniłam się za nią. Przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam sygnał połączenia...
 - Halo? - zabrzmiał znajomy głos w słuchawce.
 - Monika? - nie posiadałam się z radości. - Cześć, to ja, Paulina. Co tam
u ciebie? Wiesz... mam ci tyle do opowiedzenia...
       Niespodziewanie moja przyjaciółka mi przerwała...
 - Paula... nie mogę teraz rozmawiać, jesteśmy z Anką w kinie... Pamiętasz Anię? -na samo wspomnienie tego imienia zrobiło mi się niedobrze, jak mogłabym zapomnieć kogoś tak fałszywego jak ona?- Wiesz... eh... po twojej przeprowadzce zakolegowałam się z nią. Słuchaj, ona wcale nie jest taka zła. Widzisz, fajnie nam się gada -głos Moni stał się niepewny, coś ją męczyło, męczyła ją prawda, którą próbowała mi wyznać, po prostu znalazła sobie nową przyjaciółkę!- Jak już mówiłam: właśnie jesteśmy w kinie, wyszłam z sali, aby odebrać telefon... ale za bardzo nie mogę teraz rozmawiać... Cześć, zadzwonię, jak będę mogła rozmawiać, wtedy pogadamy... Dobra?
       Super, nie gadamy przez jakiś czas, a ona już ma nową przyjaciółkę, fajnie, nie!? Właśnie próbowała mi delikatnie dać do zrozumienia, że nie jestem już dla niej ważna. I co? Może jeszcze powinnam jej teraz podziękować, że nie ukrywała przede mną prawdy, tak? Niech się udławi tą prawdą! (Kurczę, ja chyba troszkę wredna jestem) Nie, nie pogadamy, później, nie chcę z nią już rozmawiać. Nie mogłam wydusić już z siebie żadnych słów, więc po prostu się rozłączyłam. Kończąc to połączenie czułam, że kończę jednocześnie wieloletnią przyjaźń. Chociaż właściwie, to ona ją zakończyła poprzez znajomość z tą całą Anką... Monia przestała dla mnie istnieć.
       Rozejrzałam się po pokoju, pusto tutaj troszkę. W tej chwili -zupełnie nie wiem dlaczego- poczułam się samotna...


__________________________________________________________________

To tyle na ten rozdział, rozpisałam się troszkę, mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam^^. Liczę na jakieś opinie *_*
-Podziękowania dla tych, którzy doczytali do końca