niedziela, 30 marca 2014

ROZDZIAŁ 5

A MOŻE BY COŚ Z TEGO WYSZŁO…



„Serio już nie jesteś wkurzona? Jeszcze raz przepraszam J
       Myślałam, że to sen. Byłam kompletnie zaskoczona tą miłą wiadomością. Przeprasza mnie. Znowu… To było takie niesamowite, takie nierealne, takie słodkie… Musi mnie lubić, skoro napisał do mnie taką karteczkę. Tak, lubi mnie. Chociaż trochę. Zawsze coś. Zaczęłam się zastanawiać, co tak właściwie skłoniło go do napisania tego. Być może wyrzuty sumienia? Cóż… rano nieźle się na mnie wydarł. Tak… to możliwe. Wyrzuty sumienia. Postanowił nieco naprawić sytuację. Pewnie było mu z tym źle. Widocznie to dosyć wrażliwy chłopak. Rzeczywiście wygląda na takiego, co muchy by nie skrzywdził. I prawidłowo. On chyba jest idealny…
       Chwyciłam za długopis i zaczęłam intensywnie myśleć. Starannym pismem, którego nie powstydziłaby się nawet jakaś osoba na wysokim stanowisku, napisałam: „Nie, nic nie szkodzi.” Przyglądałam się temu przez chwilę. Nie, bez sensu. Podobnie odpowiedziałam na przerwie. Przecież nie będę się powtarzać. Może by napisać, że byłam wkurzona, ale już mi przeszło? Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Jednak i to mi się nie spodobało. Starannie zamazałam tekst. „Wcale nie byłam wkurzona. Rozumiem cię.” Gdy przyjrzałam się temu, co właśnie napisałam, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Rozumiem go? No właśnie ani trochę. Dziwnie się zachowuje. Zupełnie go nie ogarniam. Skomplikowany typ. Skąd coś takiego przyszło mi do głowy? W końcu mówi się, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Eh… No i do tego jeszcze ten tekst, że wcale się na niego nie wkurzyłam… Pomyśli, że ze mną zawsze tak łatwo. Że można na mnie bezkarnie krzyczeć, bo przecież kochana Paulinka jest tak wspaniałomyślna, że nawet nie weźmie tego do siebie. Zawsze wybaczam, nigdy się nie obrażam… co on sobie o mnie pomyśli? Trzeba mieć charakter! Udawać obrażoną? Też odpada! Jeszcze zrażę go do siebie w ten sposób. Uzna mnie za „panią obrażalską” i stwierdzi, że znajomość za mną nie ma sensu. Więc co powinnam mu odpisać? Chyba dam mu do zrozumienia, że –owszem- zdenerwował mnie, ale już mi przeszło…
Zamazałam wszystko, co dotychczas napisałam. Jak tak dalej pójdzie, to skończy się miejsce na tej kartce, a mi zabraknie wkładu w długopisie… „Już nie, każdy może mieć gorszy dzień. Przeprosiny przyjęte
J.” Już nie będę kreślić. Raz się żyje! Położyłam przed sobą złożoną karteczkę. Dałam mu znak głową, że może już wziąć. Jego mina wyrażała zniecierpliwienie.
       Już po chwili przede mną pojawiła się ta sama karteczka z odpowiedzią. „Fajnie, że się już nie gniewasz. Trochę mnie poniosło. Dobrze to ujęłaś: miałem gorszy dzień.”
       Ucieszyły mnie te słowa. Tak po prostu poczułam się szczęśliwsza. To tak, jakbym uniosła się nagle nad ziemię. Uczucie lekkości, bezgraniczna euforia. „To chyba jednak mój szczęśliwy dzień” – pomyślałam. Ale co mu teraz odpisać? Bądź sobą, bądź sobą. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś, nie próbuj na siłę mu się przypodobać. Napisz mu to, co myślisz, prosto z mostu. Ale… ja właściwie teraz nic nie myślę, no… Znaczy… mam mu napisać, że się cieszę, że ze mną gada? Głupie, bezdennie głupie. Hmm… „Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.” Moja odpowiedź znalazła się w jego rękach. Sześć prostych słów. Zwykłe, suche zdanie, pozbawione wszelkich emocji. W głowie wypowiedziałam je zupełnie beznamiętnym tonem. To tak, jakby niewiele mnie to wszystko obchodziło. Jestem ponad to. Spojrzałam na niego. W jego twarzy wyczytałam zakłopotanie. Teraz to on nie wiedział, co odpisać. To ja byłam panią sytuacji. To troszkę tak, jakbym uważała, że on powinien się cieszyć, że łaskawie mu odpisałam… Chyba tak właśnie to odebrał. On już wie, że nie jestem jak inne dziewczyny ze szkoły, które na moim miejscu właśnie skakałyby z radości. Pewnie już doszedł do wniosku, że powinien się bardziej postarać, abym go naprawdę polubiła i zaczęła za nim szaleć, jak cała reszta. On tak chyba myśli. Chociaż… to nie do końca prawda. Przecież ja naprawdę się w nim bujam. Udaję… niedostępną? No, coś w tym stylu… Śmiać się czy płakać? Sama nie wiem, jak powinnam z nim rozmawiać, aby było dobrze.
       „Mam problem. Doradzisz ?
L” Tak właśnie napisał po chwili wahania. Odpisałam bez namysłu: „Spróbuję. Mów śmiało.”
       „Mogę Ci zaufać?” Też mi pytanie! Oczywiście! Przecież potrafię dotrzymać tajemnicy. Moja odpowiedź była krótka.
       „Tak”
       „Chodzi o Karolinę” Znów podał mi karteczkę.
       „Mów dalej” No, trzeba chłopaka jakoś zachęcić. Niech się zwierza. Chętnie posłucham.
       „Chyba nie chcę o tym pisać. Wolę pogadać. Masz czas na przerwie?”
       Cała ta sytuacja wydawała się być taka… fantastyczna. On chce, żebym mu doradziła! Zobaczymy, co się da zrobić… Szybko dałam mu pozytywną odpowiedź na jego ostatnie pytanie. Nie mogłam się powstrzymać od delikatnego uśmiechu. Pogadamy na przerwie. No, kiedy ten dzwonek? Aj, jeszcze nie minęło nawet pół lekcji. Byłam ciekawa, o co dokładnie chciałby zapytać. Na razie wiedziałam, że chodzi o Karolinę. Jeszcze ponad dwadzieścia minut… Nie mogłam się doczekać.

***

       Maks wyszedł z klasy chwilę przede mną. Spakowanie książek do plecaka zawsze sporo mi zajmowało z niewiadomych powodów. Z plecakiem zarzuconym na prawe ramię opuściłam salę lekcyjną i znalazłam się na korytarzu. Czekał na mnie. Na ten widok, natychmiast się rozpromieniłam. Jednakże natychmiast spuściłam wzrok. Unikałam spojrzenia jego niebieskich oczu, gdyż odniosłam wrażenie, że moje uczucia do niego miałam wypisane na twarzy. Zdaje się, że chyba się jeszcze nie zorientował, że się w nim bujam. Wolałabym, żeby się jeszcze nie dowiedział. Nie teraz, kiedy ma tyle problemów z Karoliną. No właśnie… Ciekawe, co ma mi do powiedzenia w jej temacie…
 - Słuchaj… Po mojej ostatniej kłótni z Karoliną w szatni… Bartek odprowadził ją do domu. Pewnie widziałaś całe zajście… Wszyscy widzieli. A… a mi chyba dalej na niej zależy, no ale sam nie wiem! Może ona woli Bartka… Jak to wygląda z twojego punktu widzenia? Co ona w ogóle myśli o mnie?
 - Ehm… ja przecież praktycznie z nią nie rozmawiam – zawahałam się. Przez chwilę przed oczami miałam obraz moich słownych potyczek z wcześniej wspomnianą i resztą kółeczka wzajemnej adoracji. Ale jakoś nie miałam ochoty mu o tym opowiadać….
 - No ale jesteś dziewczyną! Widzisz to inaczej niż ja. Jak to wygląda, patrząc na to z brzegu? Twoim zdaniem ona mnie już nie lubi…? – jego głębokie oczy zwróciły się do mnie w wyczekującym spojrzeniu pełnym nadziei. Niepewnie przejechał ręką po swoich blond włosach.
       Spojrzałam na niego tępo. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Tak naprawdę, to ja przecież nie wiem, co ta pusta dziewczyna ma w głowie. Mogę tylko snuć domysły. Chociaż… Ona ciągle jest o niego zazdrosna. Zabrania mi z nim siedzieć! Tak właściwie, to nawet mi groziła. Może dla Karoliny to przedstawienie, w którym Bartek nieświadomie odgrywa rolę kogoś, kto ma wzbudzić w Maksie zazdrość i sprawić, że ponownie poczuje coś do tej tępej blondynki… Skomplikowane. W każdym razie raczej nie zamierzałam mu mówić prawdy o tym, jak bardzo on jest o niego zazdrosna. W przeciwnym razie moje szanse u niego by znacznie spadły, bo najprawdopodobniej wróciłby do tamtej. Stwierdziłam, że powinnam to przemilczeć.
 - Dobra, od ciebie się niczego nie dowiem. Przepraszam bardzo, to był idiotyczny pomysł, prosić cię o pomoc. Co –ja, głupi- sobie myślałem? Że mi doradzisz? Naprawdę jestem palantem, powinienem się po prostu pogodzić z tym, że już nic dla niej nie znaczę.
       Był bardzo wkurzony. Sama nie wiedziałam, czy na pewno na siebie samego, czy jednak na mnie… Przecież nic mu nie zrobiłam. Już zaczął odchodzić pośpiesznym krokiem. Te jego smutne oczy… Sytuacja podbramkowa. Ja mu jednak chyba powiem… Bez szczegółów, ale powiem…
  - Czekaj! – odwrócił się raptownie - Ja myślę… no, że ona jest o ciebie zazdrosna. – nie wyglądał na przekonanego – Patrzy na ciebie… no… takim spojrzeniem. Takim szczególnym. Rozumiesz? Tak to według mnie wygląda.
       Spojrzał na mnie zaciekawiony. Uniósł lekko brwi.
 - A co z Bartkiem? Przecież pozwoliła mu się odprowadzić do domu…
 - Przecież to było zaraz po waszej kłótni! Chciała zrobić ci na złość, to naturalne. Być może chciała, żebyś był zazdrosny…
       Uśmiechnął się słabo. Wciąż nie był przekonany do moich słów. Ale być może podniosłam go nieco na duchu… Co ja w ogóle robię? Przecież sama miałam się za niego brać, a nie pomagać wrócić mu do byłej! Pomagam też Karolinie. Sama pogarszam sobie sytuację. Dlaczego w porę nie ugryzłam się w język? To co, że był smutny! Przeszłoby mu, zrozumiałby, że Karola nie jest dla niego, A TUŻ OBOK MA WIERNĄ PRZYJACIÓŁKĘ -gotową taktownie milczeć, gdy zaczyna się rozmowa o jego szansach u tej blondyneczki- WSPANIAŁĄ, UMIEJĄCĄ SŁUCHAĆ, DOBRY MATERIAŁ NA DZIEWCZYNĘ… Mogło by coś z tego wyjść… Paulina, ty skończona idiotko!