wtorek, 31 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 4

KARTKA


       W pierwszej chwili, gdy tylko ujrzałam je na horyzoncie, poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Coś jakby… strach? Hmm… No bez obaw! To miejsce publiczne! Przecież mnie nie zabiją… Dobra, to chyba czas na dzisiejszą złota myśl. Może… nie poddawaj się? Nie… Lepiej: bądź stanowcza. Okay, będę. Może to coś da.
 - Widzę, że sama się prosisz o kłopoty! – ryknęła Magda.
 - Doprawdy? – na mojej twarzy namalowało się przesadne zdziwienie. – Co masz na myśli?
       Gdy skończyłam moją wypowiedź, zamrugałam z przekonaniem, co jeszcze bardziej rozwścieczyło moje rozmówczynie.
 - Co ty sobie myślisz? Taka cwana jesteś? – rzekła Magda, specjalistka od krzyku i gróźb.
 - Dokładnie! Nie zamierzamy się z tobą bawić w kotka i myszkę! – ozwała się Wiola. – Wygląda na to, że nie chcesz współpracować… A zdaje się, że przecież ustaliłyśmy, że już nie usiądziesz z Maksem.
 - Doprawdy? O, nie… To było troszkę inaczej. To WY tak powiedziałyście. JA mogę zrobić co chcę. – rzekłam dość obojętnym tonem. Już zaczęłam odchodzić, gdy nagle Magda złapała mnie za ramię.
 - Tak łatwo nie odejdziesz! Uwierz mi, jeszcze będziesz nas błagać o litość… Więc lepiej posłuchaj nas od razu i nie wchodź z nami na wojenną ścieżkę – to powiedziawszy, Magda zaśmiała się głośno.
       Stwierdziłam, że dalsza rozmowa z nimi naprawdę nie ma większego sensu. Chciałam od nich odejść, jednak silny uścisk dłoni Magdy na moim ramieniu mi to uniemożliwiał. Wiedziałam, że już na pewno nie mogę dać im sobą manipulować. Tak właściwie, to byłam ciekawa, jak zamierzają „zamienić moje życie w prawdziwe piekło”. Hmm… Tak, to ciekawe. Ale czy aby na pewno chcę się o tym przekonać na własnej skórze? Mam wolną wolę, możliwość wyboru. Nie lubią mnie? Ich problem. A więc będzie wojna. Czas pokaże, czy było warto…
 - Karolina obawia się, że jej odbiorę Maksa, tak? Dobrze rozumuję? – spytałam, spoglądając ukradkiem na dziewczynę, o której była mowa. Rzęsy wokół jej ślicznych, piwnych oczu były obwicie potraktowane tuszem.
 - No… uznajmy. Można tak powiedzieć – bełkotała Wiola.
 - Aj, naprawdę uważacie, że jestem na tyle ładna, aby Maks zignorował dla mnie Karolinę? Pochlebiacie mi. To takie miłe z waszej strony… - rzekłam dość spokojnym tonem, jednak w myślach po prostu zanosiłam się od śmiechu, jeśli można tak powiedzieć… W tamtej chwili miałam wrażenie, jakbym załatwiła je ich własną bronią. A więc zwycięstwo, czyż nie? Szczęki im opadły. Dosłownie! Magda najpierw zwolniła uścisk, po chwili jej ręka zsunęła się z mojego ramienia. Kompletnie nie wiedziały, co odpowiedzieć. Tylko stały niczym figury woskowe. Ja natomiast opuściłam to nieciekawe towarzystwo i udałam się w stronę najbliższej toalety.
       Gdy już znalazłam się w tym pomieszczeniu, podeszłam do lustra i w nie spojrzałam. Moja twarz po mimo wszystko miała dość smutny wyraz. Zdaje się, że dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić strzępki odbytej przed chwilą rozmowy. „Naprawdę uważacie, że jestem na tyle ładna…?” Nie, nie uważają tak. Po prostu wolały mieć zupełną pewność, że nie ma osoby, która mogłaby próbować zagrozić „miłości” Karoliny i Maksa. „Karolina obawia się, że jej odbiorę Maksa, tak?” Eh… dobre sobie! Ja i… on? Marzenia! Prawda jest taka, że ja nawet nie mam u niego najmniejszych szans. Żadnych. Po prostu. To bez sensu. Znów spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Moje zielone, zmęczone oczy. Zmęczone życiem. „Co ty sobie myślisz? Taka cwana jesteś?” Nie, nie jestem. Prawda jest taka, że jestem nikim. Jestem po prostu nieudacznikiem… Po bladym policzku delikatnie spłynęła łza. Potem druga, trzecia… Ale czy to ma sens? Nie, przecież nie będę teraz płakać! No, już! Uspokój się, idiotko! Przestań! Ogarnij się i zachowaj odrobinę godności… Otarłam dłonią spływające krople. Koniec.
 - Już nie płaczemy. – szepnęłam do swojego smutnego odbicia.
       Do toalety weszła grupka dziewcząt z równoległej klasy. Nie zwróciły na mnie uwagi. To chyba i lepiej, zdaje się, że uniknęłam kilku bezsensownych, niewygodnych pytań. „Płaczesz?” „Dlaczego jesteś smutna?” „Stało się coś?” „Ej, uśmiech! Czemu się nie uśmiechniesz?” Nie lubię odpowiadać na takie wypowiedzi. To takie niezręczne… O swoich smutkach rozmawia się chyba tylko z najbliższą przyjaciółką. Obraz Moniki przemknął mi przed oczami. Wspomniana grupka dziewcząt przystanęła przed lustrem zawieszonym nad sąsiednią umywalką. Śmiały się w najlepsze komplementując się wzajemnie. „Klaudia, serio fajnie dziś ci się włosy ułożyły!” „Oj, słodzisz mi kochana! Spójrz na siebie. Mówiłam ci już kiedyś, ze te twoje loki są przecudne?” Aj, a jeszcze przed chwilą myślałam, że któraś z nich mogłaby spytać mnie o powód moich smutków. Kogo ja chcę oszukać? To są puste dziewczyny dbające tylko o paznokcie i odpowiednie ułożenie włosów! Żadnej z nich do głowy chyba nie przyszłoby takie pytanie! No chyba, że z ciekawości. Ale, jak widać, wcale nie ciekawi ich moje samopoczucie. To już nie moja podstawówka, to już nie moje kochane gimnazjum… To inny świat. Tu nikt się o ciebie bezinteresownie nie zatroszczy. Nawet na to nie licz.
       Chwyciłam plecak i zarzuciłam go na jedno ramię. Skierowałam się do wyjścia. Tamte cztery dziewczyny nawet nie zwróciły na mnie uwagi. W drzwiach mijałam się z kolejną wypacykowaną księżniczką. No, co za szkoła! Czy tu naprawdę wszystkie dziewczyny się malują? A może i ja powinnam…? Nie, bez sensu! Nie będę każdego ranka nakładała na twarz dwóch kilogramów tapety tylko dlatego, że wszystkie laski w tej szkole tak robią! Miałam być stanowcza. Jestem. Tak, jestem stanowcza. Uśmiech satysfakcji przemknął przez moją twarz.
       Już w nieco lepszym humorze udałam się w stronę sali, w której właśnie miała się rozpocząć moja kolejna lekcja. Wyjęłam z kieszeni zmiętoloną kartkę z planem lekcji napisanym moim całkiem ładnym, równym pismem. Historia. No i bardzo dobrze. Kolejna okazja, aby usiąść z Maksem. Na razie jednak ograniczyłam się do zajęcia miejsca na ławce przed klasą. Niespodziewanie spostrzegłam, że pół metra dalej na tej samej ławce, usiadł jakiś gimnazjalista.
       Był to wysoki blondyn o niebieskich oczach. Bez wątpienia był bardzo przystojny. Temu nie można było zaprzeczyć. Miał na sobie niebieską bluzę z kapturem i ciemne dżinsy. Wyglądał dość sympatycznie. W jego opalonej twarzy o łagodnych rysach, niemalże natychmiast rozpoznałam mojego kolegę z ławki. Tak, ku mojemu zdziwieniu, Maks właśnie siedział obok mnie przed salą do historii.
 - Słuchaj… Sorry za to, co było rano. W autobusie… Zdenerwowałem się trochę. – odezwał się nieco ściszonym głosem.
 - W porządku – rzekłam bez zastanowienia. Po krótkiej chwili refleksji, jego słowa dotarły do mnie w pełni. Rano z nim gadałam. Wkurzył się. Teraz usiadł obok. Rozmawia ze mną. Przeprasza mnie. Aj… przepełniła mnie euforia. Po prostu poczułam się, jakbym naprawdę była szczęśliwa! (No proszę, jak mi niewiele do szczęścia potrzeba…) Już układałam sobie w głowie plan, myślałam, co powinnam dalej zrobić, co powiedzieć (W końcu on sam się do mnie odezwał! Zaczął rozmowę!), gdy nagle szkolny dzwonek przerwał moją sielankę. Zerwałam się z ławki.


***

       Nauczyciel historii z zawzięciem opowiadał o konfliktach polsko-krzyżackich, podczas gdy ja bazgrałam po zeszycie. Kwiatki serduszka i takie tam… Właściwie, to nawet nie myślałam o tym, co konkretnie robię. Beznamiętnie wymachiwałam długopisem, tworząc moje dzieła. Gdy na chwilę się ocknęłam z mojej hipnozy, zaczęłam się przyglądać moim rysunkom. Między innymi dwa koślawe koty spoglądające na siebie z czułością, jakaś puszysta -i do tego równie koślawa- owca (nie wiem, czemu ją narysowałam) oraz… litera „M” w serduszku. Akurat ten fragment zarysowanej kartki wyglądał najładniej. Serduszko było dość starannie naszkicowane. No tak do tego rysunku się przyłożyłam… „M”… Nie bez powodu właśnie ta litera znalazła się wśród moich rysunków. Maks…
       Opalona dłoń chłopaka niespodziewanie przesunęła się na moją stronę ławki. Zaraz jednak ją cofnął, pozostawiając na jej miejscu fragment kartki wyrwanej z zeszytu. Spojrzałam na niego niepewnie. Skinął głową, jakby mówił: „No, śmiało! Przeczytaj!”. Obróciłam papier w rękach. Niby zwykła kartka papieru. Ale pozory mylą. Bo to kartka od niego. Ów świstek był dość precyzyjnie złożony na pół… i jeszcze raz na pół. Tak, można więc powiedzieć, że był złożony na cztery. Raz jeszcze objęłam wzrokiem podarunek. „Czytaj to głupia idiotko, zamiast się zastanawiać!”- zgromiłam się w myślach. Odwróciłam się do niego. Jego wzrok był ponaglający. Wstrzymawszy oddech z przejęcia, zaczęłam rozkładać karteczkę.

 

2 komentarze:

  1. Nauczyciel historii z zawzięciem opowiadał o konfliktach polsko-krzyżackich, podczas gdy ja bazgrałam po zeszycie - skąd ja to znam? xdd
    Był to wysoki blondyn o niebieskich oczach - ideał? *-* NIe! Ideał to szatyn z loczkami o czarnych/brązowych oczach xdd

    A tak nawiasem to ile ja mam czekać na rozdział???????? co?????? no????? Ja go chce zobaczyć nooooo ;(((
    Ehhh. Masz tydzień. Zaczynamy odliczanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego ideału, to już kiedyś w szkole omówiłyśmy tę kwestię ^^

      Dodajemy 5. *_*

      A tak nawiasem mówiąc, to Ty sama dawno rozdziału żadnego nie dodałaś! Pffff! <3 WEŹ PISZ SZYBCIEJ

      Usuń