sobota, 18 czerwca 2022

Powrót... i to jaki dobry!

Hejka!

Po długich 8 latach nieobecności wracam do Was z nowymi pomysłami i nową jakością mojego bloga.
Jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszych rozdziałów Takiego Opowiadania, to nadróbcie je czym prędzej, bo już niedługo pojawi się kolejny!
 
Stay tuned ;)

niedziela, 30 marca 2014

ROZDZIAŁ 5

A MOŻE BY COŚ Z TEGO WYSZŁO…



„Serio już nie jesteś wkurzona? Jeszcze raz przepraszam J
       Myślałam, że to sen. Byłam kompletnie zaskoczona tą miłą wiadomością. Przeprasza mnie. Znowu… To było takie niesamowite, takie nierealne, takie słodkie… Musi mnie lubić, skoro napisał do mnie taką karteczkę. Tak, lubi mnie. Chociaż trochę. Zawsze coś. Zaczęłam się zastanawiać, co tak właściwie skłoniło go do napisania tego. Być może wyrzuty sumienia? Cóż… rano nieźle się na mnie wydarł. Tak… to możliwe. Wyrzuty sumienia. Postanowił nieco naprawić sytuację. Pewnie było mu z tym źle. Widocznie to dosyć wrażliwy chłopak. Rzeczywiście wygląda na takiego, co muchy by nie skrzywdził. I prawidłowo. On chyba jest idealny…
       Chwyciłam za długopis i zaczęłam intensywnie myśleć. Starannym pismem, którego nie powstydziłaby się nawet jakaś osoba na wysokim stanowisku, napisałam: „Nie, nic nie szkodzi.” Przyglądałam się temu przez chwilę. Nie, bez sensu. Podobnie odpowiedziałam na przerwie. Przecież nie będę się powtarzać. Może by napisać, że byłam wkurzona, ale już mi przeszło? Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Jednak i to mi się nie spodobało. Starannie zamazałam tekst. „Wcale nie byłam wkurzona. Rozumiem cię.” Gdy przyjrzałam się temu, co właśnie napisałam, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Rozumiem go? No właśnie ani trochę. Dziwnie się zachowuje. Zupełnie go nie ogarniam. Skomplikowany typ. Skąd coś takiego przyszło mi do głowy? W końcu mówi się, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Eh… No i do tego jeszcze ten tekst, że wcale się na niego nie wkurzyłam… Pomyśli, że ze mną zawsze tak łatwo. Że można na mnie bezkarnie krzyczeć, bo przecież kochana Paulinka jest tak wspaniałomyślna, że nawet nie weźmie tego do siebie. Zawsze wybaczam, nigdy się nie obrażam… co on sobie o mnie pomyśli? Trzeba mieć charakter! Udawać obrażoną? Też odpada! Jeszcze zrażę go do siebie w ten sposób. Uzna mnie za „panią obrażalską” i stwierdzi, że znajomość za mną nie ma sensu. Więc co powinnam mu odpisać? Chyba dam mu do zrozumienia, że –owszem- zdenerwował mnie, ale już mi przeszło…
Zamazałam wszystko, co dotychczas napisałam. Jak tak dalej pójdzie, to skończy się miejsce na tej kartce, a mi zabraknie wkładu w długopisie… „Już nie, każdy może mieć gorszy dzień. Przeprosiny przyjęte
J.” Już nie będę kreślić. Raz się żyje! Położyłam przed sobą złożoną karteczkę. Dałam mu znak głową, że może już wziąć. Jego mina wyrażała zniecierpliwienie.
       Już po chwili przede mną pojawiła się ta sama karteczka z odpowiedzią. „Fajnie, że się już nie gniewasz. Trochę mnie poniosło. Dobrze to ujęłaś: miałem gorszy dzień.”
       Ucieszyły mnie te słowa. Tak po prostu poczułam się szczęśliwsza. To tak, jakbym uniosła się nagle nad ziemię. Uczucie lekkości, bezgraniczna euforia. „To chyba jednak mój szczęśliwy dzień” – pomyślałam. Ale co mu teraz odpisać? Bądź sobą, bądź sobą. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś, nie próbuj na siłę mu się przypodobać. Napisz mu to, co myślisz, prosto z mostu. Ale… ja właściwie teraz nic nie myślę, no… Znaczy… mam mu napisać, że się cieszę, że ze mną gada? Głupie, bezdennie głupie. Hmm… „Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.” Moja odpowiedź znalazła się w jego rękach. Sześć prostych słów. Zwykłe, suche zdanie, pozbawione wszelkich emocji. W głowie wypowiedziałam je zupełnie beznamiętnym tonem. To tak, jakby niewiele mnie to wszystko obchodziło. Jestem ponad to. Spojrzałam na niego. W jego twarzy wyczytałam zakłopotanie. Teraz to on nie wiedział, co odpisać. To ja byłam panią sytuacji. To troszkę tak, jakbym uważała, że on powinien się cieszyć, że łaskawie mu odpisałam… Chyba tak właśnie to odebrał. On już wie, że nie jestem jak inne dziewczyny ze szkoły, które na moim miejscu właśnie skakałyby z radości. Pewnie już doszedł do wniosku, że powinien się bardziej postarać, abym go naprawdę polubiła i zaczęła za nim szaleć, jak cała reszta. On tak chyba myśli. Chociaż… to nie do końca prawda. Przecież ja naprawdę się w nim bujam. Udaję… niedostępną? No, coś w tym stylu… Śmiać się czy płakać? Sama nie wiem, jak powinnam z nim rozmawiać, aby było dobrze.
       „Mam problem. Doradzisz ?
L” Tak właśnie napisał po chwili wahania. Odpisałam bez namysłu: „Spróbuję. Mów śmiało.”
       „Mogę Ci zaufać?” Też mi pytanie! Oczywiście! Przecież potrafię dotrzymać tajemnicy. Moja odpowiedź była krótka.
       „Tak”
       „Chodzi o Karolinę” Znów podał mi karteczkę.
       „Mów dalej” No, trzeba chłopaka jakoś zachęcić. Niech się zwierza. Chętnie posłucham.
       „Chyba nie chcę o tym pisać. Wolę pogadać. Masz czas na przerwie?”
       Cała ta sytuacja wydawała się być taka… fantastyczna. On chce, żebym mu doradziła! Zobaczymy, co się da zrobić… Szybko dałam mu pozytywną odpowiedź na jego ostatnie pytanie. Nie mogłam się powstrzymać od delikatnego uśmiechu. Pogadamy na przerwie. No, kiedy ten dzwonek? Aj, jeszcze nie minęło nawet pół lekcji. Byłam ciekawa, o co dokładnie chciałby zapytać. Na razie wiedziałam, że chodzi o Karolinę. Jeszcze ponad dwadzieścia minut… Nie mogłam się doczekać.

***

       Maks wyszedł z klasy chwilę przede mną. Spakowanie książek do plecaka zawsze sporo mi zajmowało z niewiadomych powodów. Z plecakiem zarzuconym na prawe ramię opuściłam salę lekcyjną i znalazłam się na korytarzu. Czekał na mnie. Na ten widok, natychmiast się rozpromieniłam. Jednakże natychmiast spuściłam wzrok. Unikałam spojrzenia jego niebieskich oczu, gdyż odniosłam wrażenie, że moje uczucia do niego miałam wypisane na twarzy. Zdaje się, że chyba się jeszcze nie zorientował, że się w nim bujam. Wolałabym, żeby się jeszcze nie dowiedział. Nie teraz, kiedy ma tyle problemów z Karoliną. No właśnie… Ciekawe, co ma mi do powiedzenia w jej temacie…
 - Słuchaj… Po mojej ostatniej kłótni z Karoliną w szatni… Bartek odprowadził ją do domu. Pewnie widziałaś całe zajście… Wszyscy widzieli. A… a mi chyba dalej na niej zależy, no ale sam nie wiem! Może ona woli Bartka… Jak to wygląda z twojego punktu widzenia? Co ona w ogóle myśli o mnie?
 - Ehm… ja przecież praktycznie z nią nie rozmawiam – zawahałam się. Przez chwilę przed oczami miałam obraz moich słownych potyczek z wcześniej wspomnianą i resztą kółeczka wzajemnej adoracji. Ale jakoś nie miałam ochoty mu o tym opowiadać….
 - No ale jesteś dziewczyną! Widzisz to inaczej niż ja. Jak to wygląda, patrząc na to z brzegu? Twoim zdaniem ona mnie już nie lubi…? – jego głębokie oczy zwróciły się do mnie w wyczekującym spojrzeniu pełnym nadziei. Niepewnie przejechał ręką po swoich blond włosach.
       Spojrzałam na niego tępo. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Tak naprawdę, to ja przecież nie wiem, co ta pusta dziewczyna ma w głowie. Mogę tylko snuć domysły. Chociaż… Ona ciągle jest o niego zazdrosna. Zabrania mi z nim siedzieć! Tak właściwie, to nawet mi groziła. Może dla Karoliny to przedstawienie, w którym Bartek nieświadomie odgrywa rolę kogoś, kto ma wzbudzić w Maksie zazdrość i sprawić, że ponownie poczuje coś do tej tępej blondynki… Skomplikowane. W każdym razie raczej nie zamierzałam mu mówić prawdy o tym, jak bardzo on jest o niego zazdrosna. W przeciwnym razie moje szanse u niego by znacznie spadły, bo najprawdopodobniej wróciłby do tamtej. Stwierdziłam, że powinnam to przemilczeć.
 - Dobra, od ciebie się niczego nie dowiem. Przepraszam bardzo, to był idiotyczny pomysł, prosić cię o pomoc. Co –ja, głupi- sobie myślałem? Że mi doradzisz? Naprawdę jestem palantem, powinienem się po prostu pogodzić z tym, że już nic dla niej nie znaczę.
       Był bardzo wkurzony. Sama nie wiedziałam, czy na pewno na siebie samego, czy jednak na mnie… Przecież nic mu nie zrobiłam. Już zaczął odchodzić pośpiesznym krokiem. Te jego smutne oczy… Sytuacja podbramkowa. Ja mu jednak chyba powiem… Bez szczegółów, ale powiem…
  - Czekaj! – odwrócił się raptownie - Ja myślę… no, że ona jest o ciebie zazdrosna. – nie wyglądał na przekonanego – Patrzy na ciebie… no… takim spojrzeniem. Takim szczególnym. Rozumiesz? Tak to według mnie wygląda.
       Spojrzał na mnie zaciekawiony. Uniósł lekko brwi.
 - A co z Bartkiem? Przecież pozwoliła mu się odprowadzić do domu…
 - Przecież to było zaraz po waszej kłótni! Chciała zrobić ci na złość, to naturalne. Być może chciała, żebyś był zazdrosny…
       Uśmiechnął się słabo. Wciąż nie był przekonany do moich słów. Ale być może podniosłam go nieco na duchu… Co ja w ogóle robię? Przecież sama miałam się za niego brać, a nie pomagać wrócić mu do byłej! Pomagam też Karolinie. Sama pogarszam sobie sytuację. Dlaczego w porę nie ugryzłam się w język? To co, że był smutny! Przeszłoby mu, zrozumiałby, że Karola nie jest dla niego, A TUŻ OBOK MA WIERNĄ PRZYJACIÓŁKĘ -gotową taktownie milczeć, gdy zaczyna się rozmowa o jego szansach u tej blondyneczki- WSPANIAŁĄ, UMIEJĄCĄ SŁUCHAĆ, DOBRY MATERIAŁ NA DZIEWCZYNĘ… Mogło by coś z tego wyjść… Paulina, ty skończona idiotko!

 

wtorek, 31 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 4

KARTKA


       W pierwszej chwili, gdy tylko ujrzałam je na horyzoncie, poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Coś jakby… strach? Hmm… No bez obaw! To miejsce publiczne! Przecież mnie nie zabiją… Dobra, to chyba czas na dzisiejszą złota myśl. Może… nie poddawaj się? Nie… Lepiej: bądź stanowcza. Okay, będę. Może to coś da.
 - Widzę, że sama się prosisz o kłopoty! – ryknęła Magda.
 - Doprawdy? – na mojej twarzy namalowało się przesadne zdziwienie. – Co masz na myśli?
       Gdy skończyłam moją wypowiedź, zamrugałam z przekonaniem, co jeszcze bardziej rozwścieczyło moje rozmówczynie.
 - Co ty sobie myślisz? Taka cwana jesteś? – rzekła Magda, specjalistka od krzyku i gróźb.
 - Dokładnie! Nie zamierzamy się z tobą bawić w kotka i myszkę! – ozwała się Wiola. – Wygląda na to, że nie chcesz współpracować… A zdaje się, że przecież ustaliłyśmy, że już nie usiądziesz z Maksem.
 - Doprawdy? O, nie… To było troszkę inaczej. To WY tak powiedziałyście. JA mogę zrobić co chcę. – rzekłam dość obojętnym tonem. Już zaczęłam odchodzić, gdy nagle Magda złapała mnie za ramię.
 - Tak łatwo nie odejdziesz! Uwierz mi, jeszcze będziesz nas błagać o litość… Więc lepiej posłuchaj nas od razu i nie wchodź z nami na wojenną ścieżkę – to powiedziawszy, Magda zaśmiała się głośno.
       Stwierdziłam, że dalsza rozmowa z nimi naprawdę nie ma większego sensu. Chciałam od nich odejść, jednak silny uścisk dłoni Magdy na moim ramieniu mi to uniemożliwiał. Wiedziałam, że już na pewno nie mogę dać im sobą manipulować. Tak właściwie, to byłam ciekawa, jak zamierzają „zamienić moje życie w prawdziwe piekło”. Hmm… Tak, to ciekawe. Ale czy aby na pewno chcę się o tym przekonać na własnej skórze? Mam wolną wolę, możliwość wyboru. Nie lubią mnie? Ich problem. A więc będzie wojna. Czas pokaże, czy było warto…
 - Karolina obawia się, że jej odbiorę Maksa, tak? Dobrze rozumuję? – spytałam, spoglądając ukradkiem na dziewczynę, o której była mowa. Rzęsy wokół jej ślicznych, piwnych oczu były obwicie potraktowane tuszem.
 - No… uznajmy. Można tak powiedzieć – bełkotała Wiola.
 - Aj, naprawdę uważacie, że jestem na tyle ładna, aby Maks zignorował dla mnie Karolinę? Pochlebiacie mi. To takie miłe z waszej strony… - rzekłam dość spokojnym tonem, jednak w myślach po prostu zanosiłam się od śmiechu, jeśli można tak powiedzieć… W tamtej chwili miałam wrażenie, jakbym załatwiła je ich własną bronią. A więc zwycięstwo, czyż nie? Szczęki im opadły. Dosłownie! Magda najpierw zwolniła uścisk, po chwili jej ręka zsunęła się z mojego ramienia. Kompletnie nie wiedziały, co odpowiedzieć. Tylko stały niczym figury woskowe. Ja natomiast opuściłam to nieciekawe towarzystwo i udałam się w stronę najbliższej toalety.
       Gdy już znalazłam się w tym pomieszczeniu, podeszłam do lustra i w nie spojrzałam. Moja twarz po mimo wszystko miała dość smutny wyraz. Zdaje się, że dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić strzępki odbytej przed chwilą rozmowy. „Naprawdę uważacie, że jestem na tyle ładna…?” Nie, nie uważają tak. Po prostu wolały mieć zupełną pewność, że nie ma osoby, która mogłaby próbować zagrozić „miłości” Karoliny i Maksa. „Karolina obawia się, że jej odbiorę Maksa, tak?” Eh… dobre sobie! Ja i… on? Marzenia! Prawda jest taka, że ja nawet nie mam u niego najmniejszych szans. Żadnych. Po prostu. To bez sensu. Znów spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Moje zielone, zmęczone oczy. Zmęczone życiem. „Co ty sobie myślisz? Taka cwana jesteś?” Nie, nie jestem. Prawda jest taka, że jestem nikim. Jestem po prostu nieudacznikiem… Po bladym policzku delikatnie spłynęła łza. Potem druga, trzecia… Ale czy to ma sens? Nie, przecież nie będę teraz płakać! No, już! Uspokój się, idiotko! Przestań! Ogarnij się i zachowaj odrobinę godności… Otarłam dłonią spływające krople. Koniec.
 - Już nie płaczemy. – szepnęłam do swojego smutnego odbicia.
       Do toalety weszła grupka dziewcząt z równoległej klasy. Nie zwróciły na mnie uwagi. To chyba i lepiej, zdaje się, że uniknęłam kilku bezsensownych, niewygodnych pytań. „Płaczesz?” „Dlaczego jesteś smutna?” „Stało się coś?” „Ej, uśmiech! Czemu się nie uśmiechniesz?” Nie lubię odpowiadać na takie wypowiedzi. To takie niezręczne… O swoich smutkach rozmawia się chyba tylko z najbliższą przyjaciółką. Obraz Moniki przemknął mi przed oczami. Wspomniana grupka dziewcząt przystanęła przed lustrem zawieszonym nad sąsiednią umywalką. Śmiały się w najlepsze komplementując się wzajemnie. „Klaudia, serio fajnie dziś ci się włosy ułożyły!” „Oj, słodzisz mi kochana! Spójrz na siebie. Mówiłam ci już kiedyś, ze te twoje loki są przecudne?” Aj, a jeszcze przed chwilą myślałam, że któraś z nich mogłaby spytać mnie o powód moich smutków. Kogo ja chcę oszukać? To są puste dziewczyny dbające tylko o paznokcie i odpowiednie ułożenie włosów! Żadnej z nich do głowy chyba nie przyszłoby takie pytanie! No chyba, że z ciekawości. Ale, jak widać, wcale nie ciekawi ich moje samopoczucie. To już nie moja podstawówka, to już nie moje kochane gimnazjum… To inny świat. Tu nikt się o ciebie bezinteresownie nie zatroszczy. Nawet na to nie licz.
       Chwyciłam plecak i zarzuciłam go na jedno ramię. Skierowałam się do wyjścia. Tamte cztery dziewczyny nawet nie zwróciły na mnie uwagi. W drzwiach mijałam się z kolejną wypacykowaną księżniczką. No, co za szkoła! Czy tu naprawdę wszystkie dziewczyny się malują? A może i ja powinnam…? Nie, bez sensu! Nie będę każdego ranka nakładała na twarz dwóch kilogramów tapety tylko dlatego, że wszystkie laski w tej szkole tak robią! Miałam być stanowcza. Jestem. Tak, jestem stanowcza. Uśmiech satysfakcji przemknął przez moją twarz.
       Już w nieco lepszym humorze udałam się w stronę sali, w której właśnie miała się rozpocząć moja kolejna lekcja. Wyjęłam z kieszeni zmiętoloną kartkę z planem lekcji napisanym moim całkiem ładnym, równym pismem. Historia. No i bardzo dobrze. Kolejna okazja, aby usiąść z Maksem. Na razie jednak ograniczyłam się do zajęcia miejsca na ławce przed klasą. Niespodziewanie spostrzegłam, że pół metra dalej na tej samej ławce, usiadł jakiś gimnazjalista.
       Był to wysoki blondyn o niebieskich oczach. Bez wątpienia był bardzo przystojny. Temu nie można było zaprzeczyć. Miał na sobie niebieską bluzę z kapturem i ciemne dżinsy. Wyglądał dość sympatycznie. W jego opalonej twarzy o łagodnych rysach, niemalże natychmiast rozpoznałam mojego kolegę z ławki. Tak, ku mojemu zdziwieniu, Maks właśnie siedział obok mnie przed salą do historii.
 - Słuchaj… Sorry za to, co było rano. W autobusie… Zdenerwowałem się trochę. – odezwał się nieco ściszonym głosem.
 - W porządku – rzekłam bez zastanowienia. Po krótkiej chwili refleksji, jego słowa dotarły do mnie w pełni. Rano z nim gadałam. Wkurzył się. Teraz usiadł obok. Rozmawia ze mną. Przeprasza mnie. Aj… przepełniła mnie euforia. Po prostu poczułam się, jakbym naprawdę była szczęśliwa! (No proszę, jak mi niewiele do szczęścia potrzeba…) Już układałam sobie w głowie plan, myślałam, co powinnam dalej zrobić, co powiedzieć (W końcu on sam się do mnie odezwał! Zaczął rozmowę!), gdy nagle szkolny dzwonek przerwał moją sielankę. Zerwałam się z ławki.


***

       Nauczyciel historii z zawzięciem opowiadał o konfliktach polsko-krzyżackich, podczas gdy ja bazgrałam po zeszycie. Kwiatki serduszka i takie tam… Właściwie, to nawet nie myślałam o tym, co konkretnie robię. Beznamiętnie wymachiwałam długopisem, tworząc moje dzieła. Gdy na chwilę się ocknęłam z mojej hipnozy, zaczęłam się przyglądać moim rysunkom. Między innymi dwa koślawe koty spoglądające na siebie z czułością, jakaś puszysta -i do tego równie koślawa- owca (nie wiem, czemu ją narysowałam) oraz… litera „M” w serduszku. Akurat ten fragment zarysowanej kartki wyglądał najładniej. Serduszko było dość starannie naszkicowane. No tak do tego rysunku się przyłożyłam… „M”… Nie bez powodu właśnie ta litera znalazła się wśród moich rysunków. Maks…
       Opalona dłoń chłopaka niespodziewanie przesunęła się na moją stronę ławki. Zaraz jednak ją cofnął, pozostawiając na jej miejscu fragment kartki wyrwanej z zeszytu. Spojrzałam na niego niepewnie. Skinął głową, jakby mówił: „No, śmiało! Przeczytaj!”. Obróciłam papier w rękach. Niby zwykła kartka papieru. Ale pozory mylą. Bo to kartka od niego. Ów świstek był dość precyzyjnie złożony na pół… i jeszcze raz na pół. Tak, można więc powiedzieć, że był złożony na cztery. Raz jeszcze objęłam wzrokiem podarunek. „Czytaj to głupia idiotko, zamiast się zastanawiać!”- zgromiłam się w myślach. Odwróciłam się do niego. Jego wzrok był ponaglający. Wstrzymawszy oddech z przejęcia, zaczęłam rozkładać karteczkę.

 

sobota, 30 listopada 2013

ROZDZIAŁ 3

TROCHĘ GRÓŹB I BRAK TELEFONU





       Budzik w telefonie dzwonił zawzięcie. Czy zawsze musi robić przy tym tyle hałasu? No tak... w końcu od tego jest. Lekko podniosłam głowę znad poduszki. Budzik nie przerywał swojej porannej pobudki. Kurczę, uparty jest. Usiadłam na łóżku i ospale wyciągnęłam rękę w kierunku urządzenia i je uciszyłam. Opadłam na posłanie. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Telefon znów zaczął wygrywać melodię. Spojrzałam na ekran... szósta czterdzieści osiem... Robi się późno. W końcu o siódmej dwadzieścia pięć mam autobus. Zwlokłam się z łóżka. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Wychyliłam się odrobinę, chłodne powietrze momentalnie otoczyło moją twarz. Odetchnęłam głęboko. Tlen szybko dotarł do moich płuc, poczułam, że żyję. Cudowne uczucie. Rano często oddycham świeżym powietrzem, aby się dobudzić. To element mojej porannej pobudki. Zamknęłam okno. Serio już późno... Zaczęłam się zbierać najszybciej, jak tylko mogłam.
       Punktualnie dwadzieścia pięć po siódmej wchodziłam do szkolnego autobusu. Był już prawie pełny. Jedno z wolnych miejsc znajdowało się obok... Nie mogę
w to uwierzyć! Obok Maksa! Ja chyba mam szczęście, chociaż zawsze w to wątpiłam. Może jednak jest sprawiedliwość na tym świecie?
 - Mogę...? - niepewnie spojrzałam w jego stronę.
       Skinął głową w odpowiedzi. Przez długi czas wpatrywał się w dal nieobecnym wzrokiem. Spoglądał w widoki za oknem bez większego zainteresowania. Był lekko przygarbiony. Wyglądało na to, że coś go gnębiło. Zastanawiałam się czy przypadkiem nie spytać go co mu leży na wątrobie, ale wydawało mi się, że tak jakoś nie wypada... No przecież nie będę mu się narzucać. A tak poza tym, to przecież by mi nie odpowiedział, zbyłby mnie ogólnikami. A może by tak spytać... o coś innego? Jakieś tam zwykłe pytanie... Ważne, by nawiązać z nim jakąś rozmowę, o czymkolwiek.
 - Słuchaj... co mamy na pierwszej lekcji?
       Odwrócił się nieznacznie i skierował w moją stronę spojrzenie nie wykazujące zainteresowania. Miał takie zmęczone oczy... jakby miał za sobą nieprzespaną noc. Chyba długo nad czymś rozmyślał.
 - A co dzisiaj jest? - lekko uniósł brwi w szczerym zdziwieniu.
 - Wtorek - nasza rozmowa powoli się rozwijała, nie mogłam się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, mój rozmówca jednak go nie odwzajemnił.
 - Historia... chyba, nie jestem pewien - odrzekł siląc się na odrobinę weselszy ton niż poprzednio.
       Dojeżdżaliśmy już na miejsce, w końcu mieszkam niedaleko szkoły, równie dobrze mogłabym iść pieszo, ale rzadko mam ochotę na poranny spacerek. Postanowiłam zaryzykować... W końcu raz się żyje!
 - A tak przy okazji... to jak to jest z tą Karoliną? Jeśli można wiedzieć oczywiście... Ty z nią jesteś czy nie? To przez nią jesteś taki smutny?
       O ile wcześniej Maks był dla mnie miły, to teraz kompletnie zmienił swoje nastawienie do mnie. Odwrócił się, jego oczy płonęły gniewem. Przez chwilę miałam wrażenie, że stracił panowanie nad sobą. W gruncie rzeczy, to chyba właśnie tak było.
 - Czy wy wszyscy musicie mnie męczyć z tą Karoliną? Już nie ma innych tematów do rozmowy? To moja prywatna sprawa, okay? - zaczął schodzić z tonu, uspokajał się.
       Przytaknęłam niemrawo. Zaskoczył mnie totalnie. Przypuszczałam, że nie zareaguje zbyt entuzjastycznie, ale nie sądziłam, że od razu tak wybuchnie. No... tak właściwie, to jak on mnie potraktował?! Drze się, jakbym mu coś zrobiła. Po prostu spytałam, tak? Co on sobie wyobraża? Może powinnam teraz zwrócić mu na to uwagę? Ale jak teraz na niego naskoczę, to chyba przestanie mnie lubić... Chwila! On mnie i tak nie lubi, więc nie mam nic do stracenia. A tak poza tym, to przecież żyje się dla siebie, a nie po to, aby inni nas lubili, tak? Tak. Zdecydowanie. Ale chyba jednak będę już siedzieć cicho. On taki smutny jest...

***

       W szkole wlokłam się po korytarzach kompletnie przygnębiona. Nie miałam tam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać, komu mogłabym się zwierzyć... To nie jest łatwa. A do tego jeszcze te zaczepki Karoliny i jej przyjaciółeczek. Tak właśnie było dzisiaj. Wszystkie trzy przechadzały się całą szerokością korytarza. Nie sposób było ich wyminąć. Gdy mnie zobaczyły, niebieskooka brunetka pospieszyła w moim kierunku. Lekko mnie pchnęła.
 - Co ty sobie wyobrażasz? - syknęła przez zęby.
 - Ale o co ci chodzi? - przez moją twarz przemknęło całkowite zdumienie. Szczerze? Ja serio nie wiedziałam, o co im wszystkim chodzi.
 - Jeszcze się pytasz! Nie udawaj głupszej niż jesteś! Chodzi o to, że masz się odczepić od Maksa! On jest Karoliny, rozumiesz? - wycedziła brunetka.
       Na te słowa, blondowłosa Karolina uśmiechnęła się nieznacznie i wysłała mi niezbyt przyjazne spojrzenie. Od razu poczułam się niepewnie. Cóż, w końcu wszystkie były do mnie wrogo nastawione.
 - Siadasz z nim prawie na każdej lekcji, więc nie wmawiaj nam, że nie jesteś nim zainteresowana! - wybuchnęła druga z blondynek. Zdaje się, że ma na imię Wiola.
 - Mamy dla ciebie dobrą radę... - zaczęła sztucznie miło brunetka. - Odczep się od niego, albo bardzo tego pożałujesz.
 - Dokładnie! Magda ma rację - mówiła Wiola. - Jeśli nas nie posłuchasz, to twoje życie bardzo się zmieni. Oj, bardzo... To będzie istne piekło. Upokorzymy cię publicznie. Nikt nie będzie chciał się z tobą kolegować, chociaż... No tak, w końcu ty najprawdopodobniej i tak z nikim tu jeszcze nie nawiązałaś znajomości. Heh, wobec tego w szkole chyba nie mamy naiwnych idiotów, którzy chcieliby spędzać czas z kimś takim... O czym to ja mówiłam? Pożałujesz, że się urodziłaś. Z obawy przed nami pewnie przestaniesz przychodzić do szkoły... Aż takie straszne jesteśmy...- zaśmiała się. - Nauczanie indywidualne lub zmiana szkoły i te sprawy... No wiesz...
 - Wioluś, wystarczy już. Myślę, że zrozumiała - uśmiechnęła się Karolina, po czym spojrzała na mnie z wyższością. - Idziemy, dziewczyny!
       Można powiedzieć, że mi groziły, a ja nawet się nie odezwałam! Stałam i słuchałam potulnie jak baranek! Tak, jakbym w ogóle nie miała charakteru... Poczułam się taka... taka jakaś bezbarwna i pusta. Trudno to wytłumaczyć. Po prostu poczułam, że jestem nikim. Nie jestem panią mojego życia, a przecież powinnam! Co robić? Powinnam ich posłuchać? Nie! Na pewno nie.
       Z zadumy wyrwał mnie ostry i nieprzyjemny dźwięk szkolnego dzwonka. Czas na... tak, na biologię. Normalnie na tej lekcji siedzę z Maksem... Nie, nie będę ich słuchać. Mam swoje zdanie, nie zamierzam się im podporządkowywać. Usiądę z nim na biologi, matmie, historii i... i czymś tam jeszcze (na jakich lekcjach ja jeszcze z nim siedzę...?). Jak zawsze. I nikt mi nie zabroni.

***
  
       Biologia bardzo mi się dłużyła. Nauczycielka od tego przedmiotu już od dwudziestu minut ciągnęła swój nudny wykład. A ja do tego byłam trochę senna
i obawiałam się, czy przypadkiem zaraz nie zasnę. Musiałam mieć się na baczności. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk wydobywający się z mojego plecaka... W pierwszej chwili nie potrafiłam do zidentyfikować. Co to mogło być? Jakaś delikatna, subtelna melodia... Niespodziewanie dotarło do mnie, co tak naprawdę się działo. Matko, telefon mi dzwonił! Automatycznie schyliłam się do plecaka
i sięgnęłam po komórkę. Na wyświetlaczu spostrzegłam znajome imię: Monika. Moja dawna przyjaciółka Tak, dawna. A może nie powinnam się na nią gniewać, że przyjaźni się z Anką? Przecież można mieć wielu przyjaciół. Nie trzeba się ograniczać do jednej osoby. Chyba jednak głupio zrobiłam, że przestałam z nią gadać. Teraz nie mam się nawet komu wygadać. Chociaż... Po mojej przeprowadzce to ja pierwsza zadzwoniłam. Ona nie raczyła nawet wysłać jednego sms'a! Sama nie wiem... W każdym razie teraz nie zamierzałam odbierać
z dwóch powodów. Po pierwsze nie jestem teraz gotowa, żeby z nią gadać. Najpierw muszę sobie co nieco przemyśleć. Po drugie... jest lekcja! Odrzuciłam połączenie.
       Gdy uniosłam głowę znad plecaka zobaczyłam przenikliwy wzrok nauczycielki. Po chwili poczułam na sobie także spojrzenia całej klasy. Niektórzy patrzyli na mnie jakby z nienawiścią. Inni po prostu byli lekko zdziwieni. Poczułam się bardzo głupio i niepewnie. Wówczas usłyszałam stukot obcasów nauczycielki. Szybkim krokiem podeszła do mnie z ręką wyciągniętą przed siebie.
 - Proszę o telefon. - rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ja jednak zbyt długo wmawiałam sobie podczas poprzedniej przerwy, że zawsze powinnam bronić własnego zdania. Sprzeciwiłam się.
 - Ale... - zaczęłam. Wystarczyło. Nauczycielka wyczuła natychmiast, że nie zamierzam współpracować. Postanowiła pokazać, że ma nade mną władzę. Poczułam, że mnie nie lubi.
 - Gdybyś mi go podała, odebrałabyś go po lekcji. Jednak widzę, że tak się nie dogadamy... - syknęła nieprzyjemnym tonem. Teraz to ja przestałam ją lubić. - Po telefon przyjdą rodzice. Mogą go odebrać dopiero jutro, bo dzisiaj wcześniej wychodzę ze szkoły. Podaj mi telefon.
       Schyliłam się do plecaka, wyjęłam komórkę i odruchowo raz jeszcze spojrzałam na ostatnie połączenia. Nauczycielka przechwyciła sprzęt.
 - Wyłącz go - spojrzała na wyświetlacz. - Nie chcę, żeby jakaś Monika czy twoi inni znajomi wydzwaniali, podczas, gdy będę przechowywać ten telefon.
       Posłusznie wyłączyłam.
       Gdy po dzwonku wyszłam na korytarz, zobaczyłam, że pośpiesznie zbliżają się do mnie trzy rozwścieczone postacie. Karolina, Magda i Wiola wyglądały na naprawdę wkurzone. No tak, w końcu znów usiadłam z Maksem. Dobrze zrobiłam. Ale teraz pewnie będę miała przechlapane...

_______________________________________________________________

       Ostatnio brakowało weny, więc pisanie trzeciego rozdziału troszkę się przedłużyło. Mam nadzieję, że jednak się opłaciło. Czekam na jakieś opinie ^_^.
Dobranocka *_*

niedziela, 22 września 2013

ROZDZIAŁ 2


ŁZY, SMUTEK, SAMOTNOŚĆ...




       Kolejne dni w nowej szkole nie zapowiadały się zbyt kolorowo. Moja klasa składała się z trzech wypacykowanych i wrednych dziewczyn, jednej rudej (z resztą też niezbyt sympatycznej, raczej mnie nie polubiła), niezbyt zintegrowanej z resztą klasy... Trochę podobnie jak ja, jednak ta wspólna cecha jakoś nas nie połączyła, może dlatego, że ona była odosobniona od klasy z własnego wyboru, a ja po prostu nie byłam szczególnie lubiana. Są jeszcze dwie dosyć spokojne psiapsiółki (Renata i Kinga, chyba powinnam od razu podać chociaż część imion moich nowych "znajomych", zanim mi się wszystko pomiesza :-) ). Mamy jeszcze trójkę "całkiem zwykłych" dziewczyn, które jednak także nie miały ochoty mnie poznać. Były zbyt zajęte sobą nawzajem. W klasie mamy także siedmiu chłopaków, których imion jeszcze nie kojarzę. Dalej... kogo ja tam jeszcze mam w klasie? No tak... Jeszcze Maks. Zarumieniłam się pisząc to imię w pamiętniku. On jest taki... no, taki... słooodki. O jejku, znów się o nim rozpisuję, jakbym miała w ogóle u niego jakieś szanse... On przecież chyba jest z tą... z Karoliną. Chociaż wcale nie jestem tego taka pewna. Ostatnio przypadkiem usłyszałam ich rozmowę w szatni...
 - Maks!- już daleka wołała smukła blondynka w jasnych balerinach.- Maks!
       Na te słowa pewien dobrze mi już znany wysoki brunet niespodziewanie się odwrócił.
 - Maks! Jak dobrze, że zdążyłam cię dogonić! Czekałam na ciebie przed szatnią, ale długo cię nie było. Bałam się, że już poszedłeś... - Karolina odetchnęła z ulgą.
 - Czemu na mnie czekałaś? - chłopak przyjął zaciekawiony wyraz twarzy. Był wyraźnie zdziwiony i jakby troszkę rozbawiony jej słowami.
 - Jak to "czemu"? Może byśmy gdzieś razem poszli? Do kina? Co ty na to? - Karolina zatrzepotała rzęsami.
       Maks potarł ręką czoło i zaśmiał się trochę niepewnie.
 - Karolina... my się chyba nie zrozumieliśmy.
 - Nie masz dzisiaj czasu, tak? Więc może po prostu odprowadzisz mnie do domu? Przecież masz nawet po drodze... więc jak?- spytała z nadzieją w głosie. Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z tego, jak głupio zabrzmiało jej pytanie. Czy ona naprawdę nie zauważała, że za bardzo mu się narzuca?
 - Nie, przecież wiesz...
 - Masz inne plany? Nie idziesz teraz do domu? Mam rację?
       Nie byłam w stanie dłużej udawać, że wciąż wiążę but -cóż, podsłuchanie tej rozmowy wymagało pozostania w szatni, inaczej raczej bym nic nie usłyszała- toteż ucieszyłam się, gdy zorientowałam się, że rozmowa dobiega końca. Tak... wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale jak już usłyszałam początek rozmowy, to tak zaczęła zżerać mnie ciekawość, że musiałam dosłuchać do końca... Taka sytuacja.
       Blondyneczka wciąż nawijała bez ładu i składu, nie dopuszczając Maksa do słowa, aż w końcu chłopak wybuchnął:
 - Nie rozumiesz! Karolina, czy do ciebie dociera, że nie jesteśmy już razem? Nie! Więc, czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć, dlaczego chcesz, żebym poszedł z tobą do kina?! Tyle razy już ci to tłumaczyłem! Nie jesteśmy razem, kiedy to zrozumiesz?
       Twarz Karoliny przybrała bardzo żałosny wyraz. Zmizerniała w jednej chwili. Kąciki jej ust opadły diametralnie. Zmarszczyła brwi. Przez chwilę naprawdę zrobiło mi się jej szkoda. Tak, bywała dla mnie wredna, ale nie powinnam się cieszyć z czyjegokolwiek smutku, nawet jej. Serio, poczułam, że jest mi przykro z jej powodu. Nagle jej oczy zaczęły szklić się się od łez. Zaczęła cicho łkać. Twarze wszystkich w szatni zwróciły się w kierunku Maksa i Karoliny.
 - Zrozumiałam - wyszeptała jakby próbując blokować potok łez wydobywających się z jej oczu. - Zrozumiałam, nie musiałeś tak krzyczeć... - rzekła już ledwie dosłyszalnym szeptem.
       W tym momencie Karolina wybuchnęła płaczem, już nawet nie próbowała ukrywać łez. Przez szatnię, która jeszcze chwilę wcześniej zamarła bez słowa, aby wychwycić końcówkę tej ciekawej rozmowy, poniosły się szmery niezadowolenia i ciche szepty. Zapłakana dziewczyna wybiegła z szatni. Maks nieudolnie próbował ją zatrzymać.
 - Karolina... zaczekaj, spokojnie, ja tylko chciałem... Wybacz, że krzyknąłem, chciałem, abyś zrozumiała, no... - jemu też już zrobiło się jej żal, chciał ją teraz jakoś pocieszyć, ale było za późno.
       Zaczęłam się zastanawiać, czy Karolina naprawdę jest taka wrażliwa, czy może też taka przebiegła i "upozorowała" swój płacz, aby wpędzić w chłopaka poczucie winy... A może jej naprawdę zrobiło się przykro, a ja teraz w taki wredny sposób się nad tym zastanawiam? Przecież każdy może płakać, nawet ona...
 - Karolina! - wybiegł za nią, jednak całkiem się nie spodziewał, że... Ten widok totalnie go zamurował.
       Przed szatnią stał Bartek, w ramionach trzymał Karolinę. Mocno wtuliła się w niego, cicho szlochając. Widocznie wpadła na niego wybiegając z szatni. Bartek kiedyś był najlepszym przyjacielem Maksa -jak się z czasem dowiedziałam- właśnie przez niego Maks zakończył związek z Karoliną. A teraz akurat był w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze, aby pocieszyć dziewczynę.
       Maks westchnął niepewnie, chyba nie wiedział, jak się zachować. Bartek skierował w jego stronę spojrzenie przesycone nienawiścią albo czymś podobnym. Od razu można się było zorientować, że obecnie się za bardzo nie lubią.
 - Karolina... - rzekł Bartek niskim i uwodzicielskim głosem - Chodźmy, odprowadzę cię do domu.
       Dziewczyna na chwilę wyswobodziła się z uścisku jego silnych ramion, aby spojrzeć oczami pełnymi łez w stronę Maksa. Szybko jednak odwróciła twarz
i podążyła za Bartkiem. Maks zacisnął pięści, nie wiedział jak zareagować, nie powiedział już nic. Po prostu odszedł. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak był w tej chwili skołowany, ile myśli krążyło mu teraz po głowie, ile sprzecznych uczuć... Może właśnie poczuł zazdrość o Karolinę? W końcu wyglądało na to, że przestanie zabiegać o jego względy i pozostanie wierna "swemu wybawcy", Bartkowi... A może był na nią zły, że tak zareagowała na jego słowa? Może właśnie czuł nienawiść do Bartka? W końcu kiedyś odbił mu dziewczynę, teraz on znów próbuje odnowić z nią relacje... A może był wówczas zirytowany mnóstwem uczniów przysłuchujących się temu przedstawieniu? A może wszystko po jednocześnie?
       Tłum gapiów w szatni -łącznie ze mną- powoli zaczął się rozchodzić
w różnych kierunkach.

       Po powrocie do domu stwierdziłam, że czas zadzwonić do Moniki. Musiałam się komuś wygadać, a Monika -mimo dzielącej nas odległości- wciąż była dla mnie ważna. Chwyciłam telefon i szybko wystukałam numer. Już cieszyłam się na naszą rozmowę, tak dawno nie gadałyśmy... Stęskniłam się za nią. Przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam sygnał połączenia...
 - Halo? - zabrzmiał znajomy głos w słuchawce.
 - Monika? - nie posiadałam się z radości. - Cześć, to ja, Paulina. Co tam
u ciebie? Wiesz... mam ci tyle do opowiedzenia...
       Niespodziewanie moja przyjaciółka mi przerwała...
 - Paula... nie mogę teraz rozmawiać, jesteśmy z Anką w kinie... Pamiętasz Anię? -na samo wspomnienie tego imienia zrobiło mi się niedobrze, jak mogłabym zapomnieć kogoś tak fałszywego jak ona?- Wiesz... eh... po twojej przeprowadzce zakolegowałam się z nią. Słuchaj, ona wcale nie jest taka zła. Widzisz, fajnie nam się gada -głos Moni stał się niepewny, coś ją męczyło, męczyła ją prawda, którą próbowała mi wyznać, po prostu znalazła sobie nową przyjaciółkę!- Jak już mówiłam: właśnie jesteśmy w kinie, wyszłam z sali, aby odebrać telefon... ale za bardzo nie mogę teraz rozmawiać... Cześć, zadzwonię, jak będę mogła rozmawiać, wtedy pogadamy... Dobra?
       Super, nie gadamy przez jakiś czas, a ona już ma nową przyjaciółkę, fajnie, nie!? Właśnie próbowała mi delikatnie dać do zrozumienia, że nie jestem już dla niej ważna. I co? Może jeszcze powinnam jej teraz podziękować, że nie ukrywała przede mną prawdy, tak? Niech się udławi tą prawdą! (Kurczę, ja chyba troszkę wredna jestem) Nie, nie pogadamy, później, nie chcę z nią już rozmawiać. Nie mogłam wydusić już z siebie żadnych słów, więc po prostu się rozłączyłam. Kończąc to połączenie czułam, że kończę jednocześnie wieloletnią przyjaźń. Chociaż właściwie, to ona ją zakończyła poprzez znajomość z tą całą Anką... Monia przestała dla mnie istnieć.
       Rozejrzałam się po pokoju, pusto tutaj troszkę. W tej chwili -zupełnie nie wiem dlaczego- poczułam się samotna...


__________________________________________________________________

To tyle na ten rozdział, rozpisałam się troszkę, mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam^^. Liczę na jakieś opinie *_*
-Podziękowania dla tych, którzy doczytali do końca 

czwartek, 8 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 1


NOWA SZKOŁA, NOWA KLASA...



       Nadszedł ten dzień... Idę do zupełnie obcego gimnazjum, nie znam tam jeszcze nikogo. Ogólnie nie jestem zbyt towarzyska, wręcz przeciwnie: jestem nieśmiała, więc marne szanse, że się z kimś zakoleguję. Za ładna też nie jestem. Mam czarne włosy sięgające mi do ramion i dość zwyczajne zielone oczy. Nie jestem niesamowicie szczupła. Nie mam zniewalającego spojrzenia. Mój uśmiech nie zachwyca tak, jak to u niektórych. Tak w skrócie: po prostu jestem przeciętna.
 - Nie stój w przejściu! - zgromiła mnie jakaś błękitnooka brunetka i spojrzała na mnie z wyższością. Od razu poczułam, że jej nie lubię To spojrzenie świadczyło o jej surowym i nieprzyjemnym charakterze.
       Nie od razu wróciłam do rzeczywistości, jeszcze chwilę stałam na środku korytarza zmyślona wpatrując się w smukłą postać tej ładnej i wrednej brunetki na przeciwko mnie. Ona jednak nie miała zamiaru czekać, aż łaskawie się przesunę i mnie lekko pchnęła przechodząc. Słyszycie to? Po prostu mnie popchnęła! Co za bezczelność! Może i nawet zwróciłabym jej na to uwagę -może i powinnam- gdybym tylko miała inny charakter. Jednak moja wrodzona nieśmiałość mi na to nie pozwalała. A może to jednak po postu była moja wina, że tak zablokowałam przejście i nie powinnam się teraz czepiać, że mnie pchnęła?
       Nagle rozległ się głośny i przeciągły dźwięk szkolnego dzwonka. Do której sali miałam pójść? Aha, już wiem... Ruszyłam więc pośpiesznie w tamtym kierunku. Weszłam do klasy jako ostatnia, wszyscy -łącznie z nauczycielem- już sobie siedzieli.
 - Co ma znaczyć to spóźnienie? - wybuchnął nauczyciel matmy. Z końca sali dało się słyszeć szepty i śmiech. Kompletnie mnie zamurowało. Dopiero co wchodzę, jestem tu pierwszy raz, muszę oswoić się z otoczeniem, a tu od razu się na mnie drą? Czy to jest w porządku? Nauczyciel podniósł głowę znad dziennika i spojrzał wyczekująco w moim kierunku. Na szczęście już po chwili z jego twarzy zniknęła złość i poirytowanie i rozchmurzył się lekko. - Nowa twarz w tej klasie, hę? No tak, dyrektorka wspominała... - dodał nieco ciszej. - Zajmij miejsce.
       Nauczyciel wskazał mi jedną z ławek w pierwszym rzędzie. Podeszłam tam. Niestety wychodziło na to, że na jednym z krzeseł przy niej siedziała już jakaś ruda dziewczyna i absolutnie nie pozwoliła mi siąść obok.
 - To miejsce jest zajęte. - syknęła groźnie. Wolałam sobie odpuścić tę miejscówkę i poszłam dalej.
      Kolejne wolne miejsce znalazło się obok... tej błękitnookiej brunetki, którą widziałam już na korytarzu! Ja to mam pecha! Czy ona musi być właśnie w tej klasie? Siedziała sobie przed swoimi dwiema koleżaneczkami i ciągle rechotały w trójkę. Najwyraźniej już miały ze mnie polewkę. No nieźle, raczej mnie nie polubią, skoro już się ze mnie śmieją. Cóż, śmiech to zdrowie... A tak w ogóle, to nie obchodzi mnie ich zdanie na mój temat. Wolałam nie ryzykować i nawet nie podeszłam do tej ławki. Jaka szkoda, że  każdej ławce już ktoś siedział, szkoda, nie usiądę sama. Ostatnie z wolnych miejsc jakie sobie wypatrzyłam znalazło się obok... klasowego przystojniaka! Wysoki brunet, te piwne oczy... od razu poczułam, że się w nim na maksa zadurzyłam... Stop! Co ja gadam? Przecież i tak nie mam u niego szans! Nie ma sensu się oszukiwać.
       Podeszłam niepewnie do TEJ ławki. Na krześle, na którym chciałam usiąść leżał plecak chłopaka, jednak postanowiłam spróbować.
 - Cześć... Może mógłbyś... eh... Mogłabym tu... - zaczęłam niepewnie, jednak wszelkie słowa okazały się zbędne.  On po prostu zabrał plecak i lekko odsunął krzesło, dając mi tym sposobem do zrozumienia, że mam usiąść. Przy tym nawet na mnie nie spojrzał, choć... może to i lepiej
       Usiadłam. W tamtej chwili miałam wrażenie, że spełniło się jedno z moich marzeń. Siedzę obok NIEGO! Oj, muszę się uspokoić, przecież miałam sobie nic nie obiecywać. Wiem, że nie mam u niego szans. Moje słowa zdawały się potwierdzać szepty, które dotarły do moich uszu z ławki błękitnookiej oraz tych dwóch blondowłosych koleżaneczek za nią:
 - Ej, ta nowa usiadła obok Maksa... - gorączkowała się jedna z blondynek, zdecydowanie najładniejsza z tej trójki, z pewnością uchodziła za klasową piękność.
 - Spokojnie, Karolina - uspokajały ją dwie pozostałe. - Przecież wiesz, że ona w porównaniu z tobą jest nikim. Ona... nie jest zbyt urodziwa, Maks nawet na nią przecież nie spojrzy.
       Hmm... ma na imię Maks, jak słodko!
       A tak na poważnie... Podsumowując: na maksa zadurzyłam się w Maksie (o, ale mi się ciekawie ułożyło: "...na maksa w Maksie..."), który "nawet na mnie przecież nie spojrzy" a klasowe plotkary obgadują mnie za moimi plecami i wciąż chichotają bez powodu. Reszta klasy po prostu dziwnie na mnie patrzy...
      Pierwszy dzień w nowej klasie uważam za niezbyt udany...

________________________________________
       Może jakieś opinie o pierwszym rozdziale? *_*

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Trochę Wstepu

 Trochę Wstępu

_____________________
Tak na początku, to chciałabym powiedzieć, że jestem Marta i właśnie dopadła mnie wena twórcza ^^. Z tego właśnie powodu będę tu zamieszczać jakieś tam opowiadania pisane na bieżąco... Na razie postanowiłam pisać w formie... tak jakby pamiętnika mojej wymyślonej bohaterki. No to chyba wystarczy na początek, czas już przejść do tego wstępu właściwego, wstępu do pierwszego opowiadania z serii.
_____________________

       Paulina jestem. Od kilku miesięcy noszę zaszczytne miano 15-sto latki... Nie, nie mam rodzeństwa. Ale moi rodzice zawsze dbali o to, aby niczego mi nie brakowało. Chociaż ostatnio...
       Ostatnio wpadli na genialny pomysł! Oczywiście to była ironia. Pomysł był beznadziejny, a mianowicie stwierdzili, że powinniśmy się przeprowadzić... Po prostu znaleźli uroczy domek jakieś 100 km dalej, a oznacza to... że będę musiała zmienić szkołę! Jak oni to sobie wyobrażają? Przecież ja mam tu znajomych, bardzo lubię moją obecną klasę. Znamy się jeszcze od podstawówki! Jak sobie poradzę w nowej szkole? Oczywiście o to się nikt nie martwi! Wystarczy, że tamten domek jest śliczny i dosyć tani, więc ja już nie mam nic do gadania! Zaczynają mnie denerwować te ich bezsensowne pomysły.
       Wyprowadzka czeka mnie już za parę dni, dziś wybrałam się z moją kumpelą do kina. To był nasz ostatni taki wspólny wypad... Od przyszłego poniedziałku zacznę uczęszczać do zupełnie innej szkoły. Możliwe, że już nie zobaczę więcej Moniki (tak nazywa się moja kumpelka). Jeszcze kilka tych durnych dni i wejdę do całkiem obcej sali lekcyjnej, usiądę w ławce obok jakiegoś klasowego kujona albo obok jakiejś wrednej wypacykowanej laluni ślącej słodkie uśmieszki wszystkim chłopakom dookoła. A może ja po prostu przesadzam, co? Może dramatyzuję? Może nie będzie tak źle, jak mi się wydaje? To sie dopiero okaże...
__________________
Taki króciutki wstęp... Co o tym sądzicie?